Alice
Przed moimi oczami pojawili się nieznani mi ludzie. Chodzili po szkole, pukali do każdej sali i pytali o kogoś. Co jakiś czas patrzyli na zegarek w telefonie. Jeden z nich poszedł na górę. Powoli podeszłam do jednego i zajrzałam w telefon przez ramię. Nagle poczułam dziwną energię, czułam od niej chłód, nawet lekko było widać latającą, czarną, przezroczystą breje wokół niego. Chłopak o dziwnej aurze, nie widział mnie, jak w większości wizji. Mogę chodzić, biegać, skakać, krzyczeć, śpiewać czy co tam jeszcze, ale oni nie zobaczą mnie, ani nie usłyszą.
Zegarek w komórce nieznajomego pokazywał 10.43. Byłam jakieś 20, może 30 minut do przodu...Ale zaraz, kim on jest? I czemu akurat teraz musiałam mieć wizję? Ech...coś było nie tak. Nigdy nie miałam tak zbliżonego czasu, jak teraz.
Po dłuższej chwili ze schodów zszedł drugi mężczyzna. Byli bardzo do siebie podobni. Obaj mieli czarne włosy, około 1.90 cm wzrostu, byli wysortowani i byli ubrani w zwykłe dżinsy i podkoszulki.
Spojrzałam w stronę przybysza, podszedł do nas i jednym ruchem podał jakąś kartkę swojemu znajomemu.
-Zdobyłem jej dane.-powiedział niskim głosem, a jego ton był straszny i przepełniony zimnem. Powoli zaczęłam kojarzyć, o czyje dane im chodziło.
-Alice Armińska..Hmmm...Nawet masz jej adres, nieźle,-powiedział drugi. Mimowolnie ugięły mi się kolana. Po co im mój adres?
-Nie traktuj mnie jak dziecko, Seb. Tu masz tego chłopaka.-pokazał kolejny zapisek na kartce. Zamarłam. Mieli też adres Taylor'a.
Seb spojrzał cicho na rozmówcę, przyjaciela, pracownika, nie wiem kim oni dla siebie są. Powoli wypuścił powietrze z ust.
-Jasne, jasne. Oni, ta dwójka. Są w szkole?
-Nie. Musimy szybko sprawdzić adresy.
-Okey.-powiedział ktoś zza pleców faceta o nieznanym mi imieniu.-To jedziemy, jak jej nie znajdziemy do mamy przesrane.
-Belzebub? Miło cię widzieć. Zdradzisz mi, co cię sprowadza na ziemię?-powiedział głośno Seb z wymuszonym uśmiechem.
-Sebastian, Mordad.-lekko pochylił głowę na znak powitania. Jakie stare obyczaje. Kto tak teraz robi?-Poszukuje pewnej osoby.-no, nie, proszę, nie mów, że...-I chyba to ta sama osoba co ta, której wy poszukujecie...
I wtedy wszystko znikło, nic nie widziałam. Koniec wizji. Nie, nie, nie, nie! Nie teraz! Muszę wiedzieć kim są!
Powoli odzyskiwałam wzrok i powróciłam do realnego świata. Byłam przerażona i zmęczona. Upadłam na ziemię.
Taylor
Przez moment nie wiedziałem co się dzieje, ale potem szybko do mnie dotarło, gdzie teraz znajduje się umysł Alice. Powoli oparłem ją o ścianę i czekałem na jakąkolwiek reakcję.
Po kilku minutach nagle, tak jakby, wróciła do siebie. Zaczęła szybko dyszeć i z mocnym hukiem upadła na ziemię, przewracając przy okazji brudną szklankę stojącą na półce. Złapała się za gardło, nie mogła złapać oddechu, a z jej oczu poleciały łzy. Klęknąłem przy niej i przytuliłem. Czekałem aż się uspokoi. Przez moment siedziała nieruchomo wtulona we mnie, ale po chwili odepchnęła mnie z przerażeniem w oczach.
-Musimy...Musimy uciekać! Już, oni zaraz tu będą, znajdą mnie.-krzyczała, ledwo biorąc oddech. Znowu nie wiedziałem co się dzieje.
-Kto?-spytałem się.-Kto cię szuka?
-Nie wiem! Znam tylko ich imiona.-pospiesznie zakładała buty i wzięła kurtkę do ręki.-Chodź, ty też musisz iść. Mają twój adres.
-Kto? Skąd?-stałem nieruchomo. O co chodziło? Ktoś szuka Alice, ma mój adres, zaraz tu będzie...Czyżby wizje stały się rzeczywistością?
-Nazywają się Sebastian, Belzebub i Mordad, a dane mają ze szkoły, będą tam.-zerknęła na na mały zegarek wiszący obok wejścia do kuchni.-Cholera, już chyba tam są. Musimy się zbierać, szybko, masz 5 minut.-popchnęła mnie w stronę mojej sypialni.
-Zaraz, na co? Alice, wytłumacz mi to.
-Jesteś debilem, czy po prostu głupi? Oni zaraz tu będą, nie wiem, czego chcę, ale mają też twój adres. Nie możesz tutaj zostać! Spakuj sobie kilka rzeczy, ja poszukam czegoś do jedzenia, może masz chociaż jakiś chleb, czy coś.-znowu sprawdziła godzinę.-Szybko, mamy mało czasu.-pospiesznie machnęła ręką i ruszyła przeszukiwać półki, w których powinno być jedzenie.
Stałem w miejscu, cały czas lekko nie pojmując, co się właściwie stało. Dopiero teraz doszła do mnie wiadomość, że ktoś zaraz tu będzie i chce coś zrobić Alice. Podszedłem do szafy z ubraniami i spakowałem kilka swoich i jej ubrań, które kiedyś tak zostawiała u mnie. Jej kilka koszul, jedna bluza i legginsy, cóż, nie dużo tego, ale nie ma czasu na robienie zakupów.
Alice
Wyrzuciłam z mojego plecaka podręczniki i ruszyłam w stronę kuchni. Zaczęłam przeszukiwać lodówkę, jakieś półki i szafki. Znalazłam tylko jakieś resztki chleba, masło, trochę szynki...O, nawet świeże bułki! Choć jedno dobre.
Cały czas kontrolowałam czas. Mieliśmy jakieś 10 minut do bezpiecznego wyjazdu. Nie wiedziałam, jak to teraz będzie, ani co teraz zrobimy. Pewnie wyjedziemy z miasta i będziemy się poruszać na południe w stronę Krakowa. Mieszka tam mój znajomy z gimnazjum, więc może się u niego zaczepimy na jakiś czas.
-Szybciej, Alice, szybciej.-mówiłam cicho do siebie. Próbowałam być spokojna, ale ręce...trzęsły się...jak cholera. Próbowałam zrobić kanapki, ale skończyło się na wrzuceniu składników do mojego plecaka. Podbiegłam do sypialni Taylor'a.
-Gotowy?
-Prawie, ile mam wziąć?-spytał się mnie, pokazując głową portfel.
-Weź wszystko, jak kiedyś tu wrócimy to już pieniędzy raczej nie będzie.-zerknęłam znowu na zegarek.-Kurw...musimy iść. Jechać. Cokolwiek, ale nie może nas tu być.-ruszyłam w stronę drzwi. Kątem oka zauważyłam jak chłopak bierze małą torbę na ramię i swoją nieśmiertelną skórzaną kurtkę do ręki.
Chciałam już wyjść i odjechać stąd, ale Taylor zatrzymał drzwi i obrócił mnie tak, żebym była o nie oparta.
-Co ty wyprawiasz? Nie mamy czasu na...-"jakieś durne rozmowy". Chciałam dokończyć, ale zatkał mi usta swoimi wargami. Czułam jak robię się czerwona, a serce mi przyspieszyło. Nie, nie teraz. Nie możemy, zaraz będą. Mamy może z 4 minuty. Ale...To przecież jeszcze aż 4 minuty...
Po chwili odsuną się ode mnie. Popatrzył mi w oczy i lekko się uśmiechną.
-Chodź, zaraz tu będą, prawda?
-Tak, ile masz paliwa w baku?-spytałam wychodząc na klatkę schodową. Właściwie, to ledwo co mówiłam, byłam zdenerwowana i do tego jeszcze ten pocałunek...Tak, on to wie, jak rozładować emocje.
-Wystarczająco, aby wyjechać poza Warszawę. Potem znajdziemy jakąś stację.
Weszliśmy do windy i po chwili już byliśmy na parkingu. Wsiedliśmy do samochodu, a torbę rzuciliśmy na tylne siedzenie.
Ruszyliśmy na południe, jak najdalej od Sebastiana, Belzebuba i Mordada...
W głowie miałam tylko jedną myśl, jedno pytanie. Kim oni są i czego od nas chcą?