wtorek, 27 stycznia 2015

Przepowiednia. Cz.I

   Alice


      Podążałam jakąś ulicą. Nawet nie wiedziałam jaką, ani nie wiedziałam gdzie idę. Wiem tylko, że dawno nie było mi tak zimno.

      Miałam na sobie tylko ulubioną puchatą, czarną bluzę z uszkami i ogonem. To musiało wyglądać zabawnie. Chodziłam sobie po jakiejś opustoszałej ulicy w ubranku jak dla małego dziecka. Śmiechu warte...      Szłam dalej, wiatr rozwiewał moje włosy, a ja starałam się je schować w kapturze. Ograniczona widoczność tylko by mi osłabiła możliwość ewentualnej ucieczki. Zamarzałam na śmierć, przyspieszyłam kroku. Przebiegłam obok różnych sklepów. Tam jakiś z zabawkami, tu cukiernia, jakiś butik...Zaraz, czemu przechodzę obok tych samych sklepów już chyba czwarty raz? Cały czas robię kółko? Tylko jak? Przecież nie skręciłam ani razu, w ogóle. Co tu się dzieje?
      Nagle usłyszałam za mną jakiś hałas. Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć. Chciałam się odwrócić, ale się bałam. Próbowałam uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Moje kolana ugięły się pod mym ciężarem. Ktoś szedł w moją stronę. To było pewne. Słyszałam ciężkie kroki, był coraz bliżej. "No rusz się! Chcesz umrzeć?!"-krzyczałam do siebie w myślach. Próbowałam zrobić chociaż krok przed siebie. Wtedy ktoś mnie złapał za ramie i uniemożliwił jakikolwiek manewr. Zdjął mój kaptur, a ja czułam jego oddech na mojej szyi. Zrobiło mi się słabo, gdyby mnie nie trzymał, dawno bym upadła. Czy tak będzie wyglądał mój koniec? Śmierć przez kogoś, kogo nie znam i w miejscu, które widzę pierwszy raz w życiu? Powoli traciłam przytomność...Wtedy poczułam jakby ktoś rzucił mną o ziemie.
       Spadłam z łóżka...Szybko usiadłam na podłodze głośno sapiąc, nie mogąc wsiąść oddechu. Zaczęłam głośno płakać, krzyczeć. Roznosiło mnie, nie wiedziałam ile mogę jeszcze wytrzymać. Mam znowu przestać spać? O nie, pamiętam jak po tym funkcjonowałam. Znaczy, nie funkcjonowałam. Byłam ledwo żywa.
     -Alice! Co ci się dzieje?!-do pokoju wbiegła rozzłoszczona matka.
     -Mamo..Ja..Nie, nic się nie stało. Tylko sen...Nic takiego.-wyszeptałam lekko oszołomiona.
     -Sen...Eh, znowu? Ostatnio często ci się to zdarza. Może chcesz iść z tym do jakiegoś psychologa, czy coś?
     -Mamo, ja nie jestem psychiczna. Wiesz o tym?
     -Nie o to mi chodzi. Jak nie chcesz to nie...-już miała wychodzić, ale...-Czemu tu tak zimno?-jakby to była jej sprawa.
     -Bo jest otwarte okno?-spytałam z ironią. No idź już, ile można. Chcę być sama.
     -Zamknij je i idź spać.-i wyszła trzaskając drzwiami.
Nareszcie! Bóg się zlitował nade mną. Położyłam się na podłodze i zerknęłam na zegarek. 3.30. Ciekawe czy uda mi się jeszcze uciąć drzemkę. Wstałam, zamknęłam okno i położyłam się na łóżku próbując zasnąć.


Taylor



     -No, Alice. Odbierz ten telefon.-wyszeptałem słysząc sygnał. Ale nie, po co?  Zostawiłem jej kolejną wiadomość.-Alice, jak zaraz nie zejdziesz na dół to jadę sam! Masz 5 minut.
Rzuciłem telefon na fotel pasażera. Ile można na nią czekać? Ja rozumiem, miewa te wizje, ale przez to możemy zawalić rok, a mi jakoś specjalnie nie śpieszy się siedzieć dodatkowo rok z szkole. Cóż...co zrobić...