sobota, 21 lutego 2015

Przepowiednia. Cz. V

 Alice

          Byliśmy już daleko poza granicami miasta, ale mimo to odczuwałam duży niepokój. Próbowałam przespać się trochę w samochodzie, głównie Taylor na to nalegał, ale gdy tylko zamykałam oczy miałam przed sobą trzech, nieznanych mi mężczyzn. Sebastian i Mordad- dwójka brunetów, wysokich, bardzo podobnych do siebie i Belzebub- włosy koloru ciemnego brązu, może nie tak wysoki jak tamci, ale...Cóż, można powiedzieć, że dorównywał wzrostem mojemu przyjacielowi.
W sumie tylko tyle wiedziałam o ich wyglądzie. Nie przyjrzałam się. Pewnie jak zobaczę ich na żywo, to nawet nie rozpoznam. Tak, albo lepiej, będę histeryzowała za każdym razem, jak zobaczę kogoś, kto potencjalnie może być jednym z nich. 
          Świetnie, gratulacje Alice, nawet przyjrzeć się nie mogłaś. Już nawet pomijając fakt, że przez ciebie Taylor jest w to wciągnięty. 
          Przez ciebie...przeze mnie...przeze mnie może umrzeć mój przyjaciel...mój jedyny przyjaciel...W mojej głowie pojawiły się pytania. Masa pytań. Wszystkie dotyczyły jednej osoby. Co jak mu coś zrobią? Nie, nie, nie! Nie mogę o tym myśleć. On nie umrze, nie ma takiej opcji. Nie pozwolę na to. Lekko potrząsnęłam głową, schyliłam się w dół i zakryłam twarz włosami. Do oczu napłynęły mi łzy. Jak ja niby miałam powstrzymać trzech wielkich facetów? To śmieszne. Żałosne. Smutne...
Tak, smutne. Wiem, że umrę. Czuje to. Ale ja, durniutka Alice, nie chciałam umierać sama. Musiałam, oczywiście, na pewną śmierć, zabrać Taylor'a. Nie, to jednak nie było smutne. Tylko głupie. Zwyczajnie, najnormalniej w świecie głupie. Ja jestem głupia. Jak mogłam być taką idiotką, żeby tak go narazić? Jedyny powód jaki mi teraz przyszedł do głowy to, to. że tęskniłabym za nim. Tak, nie dość, że idiotka to jeszcze samolubna. Myślałam tylko o sobie, mogłam wtedy powiedzieć, żeby zmienił mieszkanie, a ja sama bym wyjechała...Ale co, gdyby wrócili do szkoły? I go znaleźli? Przecież również jego szukali. Także jego dane były na tej kartce...
Zaraz, zaraz...Przez praktycznie całą wizje wpatrywałam się na nazwiska i adresy, które znam na pamięć, a nie na tych facetów? 
Tak, naprawdę jestem idiotką. Wielką idiotką. Największą na świecie.
I co? Teraz pewnie zacznę płakać i...dobra już płaczę, Schowałam twarz w dłoniach, robiłam wszystko, by Tay nie zobaczył mojej twarzy. Całej czerwonej i lekko opuchniętymi policzkami od łez, Cóż, można powiedzieć, że to niemożliwe. Od razu zauważył.
        Zerknął na mnie, na jego twarzy można było odczytać niezrozumienie, ale też troskę,..Zawsze się o mnie troszczył.
       - Alice?-spytał cicho. Przez chwilę czekał, aż coś powiem, ale skoro milczałam kontynuował.-Alice, co jest? Coś cię boli?
Serce. Tak gimbusiarsko, wiem.
       - Powiedz coś.
Nie mogę.
        - Alice.-powtórzył moje imię. 
"Co mam ci powiedzieć?" Chciałam zapytać, ale, niestety, wybuchłam głośnym szlochem.
        - J-ja przepraszam.-ledwo mówiłam. Głos mi się łamał.- Nie powinnam ci o tym mówić, O wszystkim, powinnam sama wyjechać, teraz ty też...
Taylor skręcił mocno w prawo, na mały parking. Było to tak gwałtowne, że nawet nie byłam w stanie dokończyć zdania.
         - Jeżeli masz zamiar gadać, że jestem w niebezpieczeństwie i powinienem wracać  do domu, to lepiej nic nie mów. A, i jeżeli dlatego płaczesz, to skończ.-trzymał ręce na kierownicy. Był wkurzony. Musiałam już go nieźle denerwować.
         - Ja przepraszam...Nie chciałam cię wkurzyć.-byłam lekko przerażona. Nigdy go takiego nie widziałam. 
Przez kilka sekund się nie ruszał, po czym się rozluźnił i opadł na fotel. Popatrzyłam się na jego twarz. Był przemęczony. Nic dziwnego, że już ze mną nie wytrzymuje. 
         - Nie przepraszaj, Ja powinienem.-zerknął na mnie z ukosa.-Więc..przepraszam.
         - No dobra, nie ma problemu.-próbowałam na niego nie patrzeć.- Jesteś zmęczony. Może ja teraz poprowadzę?-na tą propozycję Tay od razu się zaśmiał. Dobra, ja wiem, nie mam prawo jazdy, ale jeździć nawet umiem...
         - O nie, nie będziesz prowadzić.
         - Niby czemu?
         - Po pierwsze: to, jak jeździsz zaraz zwróci czyjąś- czytaj: "policji"- uwagę, a chyba nie chcemy mieć dodatkowych problemów. A po drugie: już wystarczająco dużo razy nie zdałaś egzaminów, więc obydwoje wiemy, że nie nadajesz się na kierowcę.
         - Jak to "nie nadaję"? Nie prawda! Przecież sam mi mówiłeś, że dobrze jeżdżę. -jego humor udzielił mi się od razu.  Mimo że oczy dalej miałam załzawione, udało mi się szczerze uśmiechnąć.
         - Powiedziałem tak, bo miałem nadzieję, że oddasz mi kluczyki.-zerknął na mnie.- Ale wracając do tematu. Owszem, jestem zmęczony. Nie przywykłem jeszcze do tras dłuższych niż jakaś godzina.
         - No, to co robimy?-odpięłam pas, obróciłam się w jego stronę i położyłam ręce na kolanach. Zamiast odpowiedzieć dziwnie się na mnie popatrzył. Chciałam się już zapytać o co chodzi, ale po chwili się, tak jakby. otrząsnął i odwrócił głowę w stronę autostrady. 
         - Która jest godzina?
         - 13. 40. Jedziemy jakieś trzy godziny. Naprawdę, aż tak cię to zmęczyło...Choć, rano też byłeś zmęczony.
        - Można powiedzieć, że nie mogłem zasnąć.-zaczął coś szperać w GPS.- Okey...niedaleko stąd jest McDonald. Jedziemy? Napił bym się jakiejś kawy, czy coś.
         - Nie mam dużo kasy, wolałabym nie wydawać na zbędne rzeczy.
         - Jasne.-znowu coś nacisną.- No to prosto do Krk...-westchnął.-Alice, a jak masz zamiar tam się utrzymać?
         - Mam tam znajomego. Jego rodzice mają tam małą restaurację, więc może nas zatrudnią. Co do noclegów, coś się wymyśli.-wpatrywałam się w jadące samochody. W sumie nie wiedziałam czy znajdę pracę. Ani, że w ogóle na dobrą sprawę dotrzemy do Krakowa, choć nie byliśmy wcale bardzo daleko. Nie wiedziałam, czy to dobry pomysł. 
         - Okey, prawie mnie przekonałaś. Czyli, patrząc realistycznie, nie mamy  noclegu, pracy, ani pieniędzy i uciekamy przed jakimiś facetami, którzy za*ebali nasze dane ze szkoły. Za*ebiście.-w jego głosie było słuchać ironie. 
         - Możesz wracać do domu, przecież powiedziałam, że sama mogę jechać.
         - Nie o to chodzi. Dobrze wiesz, że z tobą pojadę. Tylko chcę ci powiedzieć, że...
         - Że co?-przerwałam mu. Jego ton głosu był wkurzający.
         - Że tego nie przemyślałaś.-dokończył. Próbował powiedzieć to w miarę...hmm..."delikatnie"? Nie ważne, wkurzył mnie.
         - Nie przemyślałam? Jak ja według ciebie miałam to przemyśleć? Wizje pojawiają się nagle, nie planowałam tego. Nie było czasu na przemyślenia-ostatnie zdanie powiedziałam powoli i głośno.
Jakim on musiał być plantem, żeby tego nie rozumieć? Ja nie mogę, nie chyba rozniesie. 
Tay przymknął oczy i cicho mruknął:
         - Nie, źle mnie zrozumiałaś.-starał się mówić bardzo spokojnie. Jakby chciał uspokoić dziecko z ADHD-Możesz mi wytłumaczyć, czemu tak właściwie wybrałaś Kraków? Nie uwierzę, że chodziło ci tylko o znajomego.-miał rację. W ogóle o niego nie chodziło. Szczerze, to nawet nie jestem pewna jak się nazywał. Po prostu mam przeczucie, że muszę tam pojechać.
         - Nie wiem.-westchnęłam i uniosłam ramiona.-Wydaje mi się, że jest tam coś, co może mi jakkolwiek pomóc.
         - "Coś"? Słuchaj, to nie tak, że ci nie wierze. Ani, tym bardziej, że nie ufam twoim przeczuciom, ale wątpię, że znajdziesz tam to "coś".-jego ton był śmiertelnie poważny. W sumie nawet ja już tak o tym myślałam...Ale mimo wszystko...
         - Wiem, ale mimo wszystko muszę tam pojechać. Proszę, nie musisz mnie pilnować. Tylko mnie tam podwieź i możesz...
         - Nigdzie nie wracam. Okey, skoro tak uważasz, nie ma sensu się dalej sprzeczać. Mamy już niedaleko.


Taylor

          Nie ma sensu się z nią spierać. I tak tam pojedzie, więc dodatkowe kłótnie to tylko strata czasu. Westchnąłem cicho okazując, że się poddaję i włączyłem silnik. Zresztą, sam nie wiedziałem, gdzie możemy się udać, więc przeczucie Alice, to jedyna droga ucieczki. 

***


           Dojazd do Krakowa wiele nam nie zajął. Udało nam się uniknąć korków i znaleźć w miarę tani i dobry motel. Wzięliśmy jeden pokoik z dwoma łóżkami. Od razu położyłem się na jednym z nich. Alice usiadła na drugim. Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Uznałem, że pewnie myślała, że śpię, skoro cicho do mnie podeszła, usiadła na podłodze obok mnie i delikatnie pogłaskała mnie, najpierw po głowie. Potem jej palce zaczęły się wsuwać w moje włosy, a ja robiłem wszystko, żeby tylko nie otworzyć oczu. 
           Jezu, była taka urocza...Naprawdę myślała, że śpię...
Opuszki jej placów lekko muskały mój policzek i szyję. Nawet oczami wyobraźni widziałem jej minę. Jestem pewien, że jej śliczna twarzyczka była pokryta rumieńcem. Gdy jej palce zeszły na moją klatkę piersiową nie wytrzymałem. Otworzyłem oczy i przyciągnąłem ją do siebie. Alice wydała z siebie cichy krzyk, nie była zła, tylko zaskoczona. Próbowała się uwolnić, ale skończyło się na tym, że okrakiem usiadłem na niej i...chciałem zacząć ją gilgotać, ale ręce odmówiły mi posłuszeństwa. 
Zamiast tego schyliłem się w jej stronę, wplotłem ręce w jej jasne włosy, tak delikatnie, jak ona w moje, przysunąłem ją do siebie. Nie protestowała, Tylko patrzyła się we mnie. Była cała czerwona.
Po chwili sama podniosła się i delikatnie mnie pocałowała.

______________________________________________________



Czas na kilka słów od autora xD


Chciałam przeprosić, bo długo zajęło mi dodanie tego wpisu, starałam się popełnić mniej błędów, niż w ostatnim, więc, mam nadzieję, że się udało ^^ Jak nie, to znowu przepraszam. Poprawie się. Po protu to pierwszy raz,gdy piszę takie opowiadanie i nie ukrywam, mam mały problem z opisywaniem sytuacji. 
Etto...to chyba wszystko, mam nadzieję, że da się czytać ;)

wtorek, 10 lutego 2015

Przepowiednia. Cz. IV

Alice

      Przed moimi oczami pojawili się nieznani mi ludzie. Chodzili po szkole, pukali do każdej sali i pytali o kogoś. Co jakiś czas patrzyli na zegarek w telefonie. Jeden z nich poszedł na górę. Powoli podeszłam do jednego i zajrzałam w telefon przez ramię. Nagle poczułam dziwną energię, czułam od niej chłód, nawet lekko było widać latającą, czarną, przezroczystą breje wokół niego. Chłopak o dziwnej aurze, nie widział mnie, jak w większości wizji. Mogę chodzić, biegać, skakać, krzyczeć, śpiewać czy co tam jeszcze, ale oni nie zobaczą mnie, ani nie usłyszą. 
Zegarek w komórce nieznajomego pokazywał 10.43. Byłam jakieś 20, może 30 minut do przodu...Ale zaraz, kim on jest? I czemu akurat teraz musiałam mieć wizję? Ech...coś było nie tak. Nigdy nie miałam tak zbliżonego czasu, jak teraz. 
Po dłuższej chwili ze schodów zszedł drugi mężczyzna. Byli bardzo do siebie podobni. Obaj mieli czarne włosy, około 1.90 cm wzrostu, byli wysortowani i byli ubrani w zwykłe dżinsy i podkoszulki. 
     Spojrzałam w stronę przybysza, podszedł do nas i jednym ruchem podał jakąś kartkę swojemu znajomemu.
     -Zdobyłem jej dane.-powiedział niskim głosem, a jego ton był straszny i przepełniony zimnem. Powoli zaczęłam kojarzyć, o czyje dane im chodziło.
     -Alice Armińska..Hmmm...Nawet masz jej adres, nieźle,-powiedział drugi. Mimowolnie ugięły mi się kolana. Po co im mój adres?
     -Nie traktuj mnie jak dziecko, Seb. Tu masz tego chłopaka.-pokazał kolejny zapisek na kartce. Zamarłam. Mieli też adres Taylor'a. 
Seb spojrzał cicho na rozmówcę, przyjaciela, pracownika, nie wiem kim oni dla siebie są. Powoli wypuścił powietrze z ust.
     -Jasne, jasne. Oni, ta dwójka. Są w szkole?
     -Nie. Musimy szybko sprawdzić adresy.
     -Okey.-powiedział ktoś zza pleców faceta o nieznanym mi imieniu.-To jedziemy, jak jej nie znajdziemy do mamy przesrane. 
     -Belzebub? Miło cię widzieć. Zdradzisz mi, co cię sprowadza na ziemię?-powiedział głośno Seb z wymuszonym uśmiechem.
     -Sebastian, Mordad.-lekko pochylił głowę na znak powitania. Jakie stare obyczaje. Kto tak teraz robi?-Poszukuje pewnej osoby.-no, nie, proszę, nie mów, że...-I chyba to ta sama osoba co ta, której wy poszukujecie...
I wtedy wszystko znikło, nic nie widziałam. Koniec wizji. Nie, nie, nie, nie! Nie teraz! Muszę wiedzieć kim są!
Powoli odzyskiwałam wzrok i powróciłam do realnego świata. Byłam przerażona i zmęczona. Upadłam na ziemię. 

Taylor

      Przez moment nie wiedziałem co się dzieje, ale potem szybko do mnie dotarło, gdzie teraz znajduje się umysł Alice. Powoli oparłem ją o ścianę i czekałem na jakąkolwiek reakcję. 
Po kilku minutach nagle, tak jakby, wróciła do siebie. Zaczęła szybko dyszeć i z mocnym hukiem upadła na ziemię, przewracając przy okazji brudną szklankę stojącą na półce. Złapała się za gardło, nie mogła złapać oddechu, a z jej oczu poleciały łzy. Klęknąłem przy niej i przytuliłem. Czekałem aż się uspokoi. Przez moment siedziała nieruchomo wtulona we mnie, ale po chwili odepchnęła mnie z przerażeniem w oczach.
      -Musimy...Musimy uciekać! Już, oni zaraz tu będą, znajdą mnie.-krzyczała, ledwo biorąc oddech. Znowu nie wiedziałem co się dzieje.
      -Kto?-spytałem się.-Kto cię szuka?
      -Nie wiem! Znam tylko ich imiona.-pospiesznie zakładała buty i wzięła kurtkę do ręki.-Chodź, ty też musisz iść. Mają twój adres.
      -Kto? Skąd?-stałem nieruchomo. O co chodziło? Ktoś szuka Alice, ma mój adres, zaraz tu będzie...Czyżby wizje stały się rzeczywistością?
      -Nazywają się Sebastian, Belzebub i Mordad, a dane mają ze szkoły, będą tam.-zerknęła na na mały zegarek wiszący obok wejścia do kuchni.-Cholera, już chyba tam są. Musimy się zbierać, szybko, masz 5 minut.-popchnęła mnie w stronę mojej sypialni.
      -Zaraz, na co? Alice, wytłumacz mi to.
      -Jesteś debilem, czy po prostu głupi? Oni zaraz tu będą, nie wiem, czego chcę, ale mają też twój adres. Nie możesz tutaj zostać! Spakuj sobie kilka rzeczy, ja poszukam czegoś do jedzenia, może masz chociaż jakiś chleb, czy coś.-znowu sprawdziła godzinę.-Szybko, mamy mało czasu.-pospiesznie machnęła ręką i ruszyła przeszukiwać półki, w których powinno być jedzenie.
      Stałem w miejscu, cały czas lekko nie pojmując, co się właściwie stało. Dopiero teraz doszła do mnie wiadomość, że ktoś zaraz tu będzie i chce coś zrobić Alice. Podszedłem do szafy z ubraniami i spakowałem kilka swoich i jej ubrań, które kiedyś tak zostawiała u mnie. Jej kilka koszul, jedna bluza i legginsy, cóż, nie dużo tego, ale nie ma czasu na robienie zakupów.

Alice

      Wyrzuciłam z mojego plecaka podręczniki i ruszyłam w stronę kuchni. Zaczęłam przeszukiwać lodówkę, jakieś półki i szafki. Znalazłam tylko jakieś resztki chleba, masło, trochę szynki...O, nawet świeże bułki! Choć jedno dobre. 
Cały czas kontrolowałam czas. Mieliśmy jakieś 10 minut do bezpiecznego wyjazdu. Nie wiedziałam, jak to teraz będzie, ani co teraz zrobimy. Pewnie wyjedziemy z miasta i będziemy się poruszać na południe w stronę Krakowa. Mieszka tam mój znajomy z gimnazjum, więc może się u niego zaczepimy na jakiś czas.
      -Szybciej, Alice, szybciej.-mówiłam cicho do siebie. Próbowałam być spokojna, ale ręce...trzęsły się...jak cholera. Próbowałam zrobić kanapki, ale skończyło się na wrzuceniu składników do mojego plecaka. Podbiegłam do sypialni Taylor'a.
      -Gotowy?
      -Prawie, ile mam wziąć?-spytał się mnie, pokazując głową portfel.
      -Weź wszystko, jak kiedyś tu wrócimy to już pieniędzy raczej nie będzie.-zerknęłam znowu na zegarek.-Kurw...musimy iść. Jechać. Cokolwiek, ale nie może nas tu być.-ruszyłam w stronę drzwi. Kątem oka zauważyłam jak chłopak bierze małą torbę na ramię i swoją nieśmiertelną skórzaną kurtkę do ręki.
Chciałam już wyjść i odjechać stąd, ale Taylor zatrzymał drzwi i obrócił mnie tak, żebym była o nie oparta.
     -Co ty wyprawiasz? Nie mamy czasu na...-"jakieś durne rozmowy". Chciałam dokończyć, ale zatkał mi usta swoimi wargami. Czułam jak robię się czerwona, a serce mi przyspieszyło. Nie, nie teraz. Nie możemy, zaraz będą. Mamy może z 4 minuty. Ale...To przecież jeszcze aż 4 minuty...
Po chwili odsuną się ode mnie. Popatrzył mi w oczy i lekko się uśmiechną.
     -Chodź, zaraz tu będą, prawda?
     -Tak, ile masz paliwa w baku?-spytałam wychodząc na klatkę schodową. Właściwie, to ledwo co mówiłam, byłam zdenerwowana i do tego jeszcze ten pocałunek...Tak, on to wie, jak rozładować emocje.
     -Wystarczająco, aby wyjechać poza Warszawę. Potem znajdziemy jakąś stację.
Weszliśmy do windy i po chwili już byliśmy na parkingu. Wsiedliśmy do samochodu, a torbę rzuciliśmy na tylne siedzenie.
      Ruszyliśmy na południe, jak najdalej od Sebastiana, Belzebuba i Mordada...
W głowie miałam tylko jedną myśl, jedno pytanie. Kim oni są i czego od nas chcą?

      

niedziela, 8 lutego 2015

Liebster Award

Jest to nagroda, przyznawana za "Dobrze wykonaną robotę" Jest dedykowana Blogerom o mniejszej publiczności, w celu rozpowszechnienia ich twórczości. Gdy odbierasz nagrodę, odpowiadasz na 11 pytań, po czym zadajesz tak samo, 11 pytań i podajesz 11 nominowanych przez ciebie osób. Odpowiedzi na pytania i nominowane osoby podajesz na swoim blogu.

Dziękuje za nominację Deathbringer :)

Odpowiedzi na pytania:


1. Ulubiony przedmiot w szkole?

 Lubię...hmm...historia.

2. Ulubiona książka?

 Na razie jest to Finale i Mroczna Bohaterka.

3. Jakiego gatunku blogów/opowiadań/fanficów nienawidzisz?

 Nie lubię fanficów, nie wiem czemu XD

4. Skąd dowiedziałaś się o bloggerze?

 No, więc tak. Kiedyś miałam bloga na "blogu", ale jakoś przestałam na niego wchodzić i usunęłam. Potem wyczaiłam, że na bloggerze jest mniejsze..."ograniczenie"? No, tak to nazwijmy. I założyłam bloga tutaj ^.^  

5. Co skłoniło Cię do pisania bloga?

 Efekt nudy. Nie miałam co robić, co czytać, więc wzięłam się za pisanie bloga.

6. Ulubiona potrawa?

 Lubię shake'i i cheeseburgery z M. Wiem, tak bardzo wykwintnie XD  

7. Czy lubisz grać na komputerze? Jeśli tak - w jakie gry?

 Tak, ulubione gry to Simsy i lubię również MMORPG, ale nie gram w żadne na dłuższą metę.

8. Skąd czerpiesz pomysły?

 Nie wiem, tak jakoś po prostu przychodzą.

9. Czy jest coś, przy czym najlepiej Ci się pisze?

 Cisza, to chyba dość normalne. Mam jak się skupić.

10. Twój ulubiony blog?

 Na razie nie mam ulubionego.

11. Czego się najbardziej boisz?
Hmmm...dużo tego. Ale najbardziej to ciemność, pająki...Takie tam.

Nominuję właścicieli tych blogów:


http://dziecko-nocy.blogspot.com/


http://magia-zyczen.blogspot.com/


http://liars-all.blogspot.com/


http://chronicle-shadowhunters.blogspot.com/


http://booksandspells.blogspot.com/


http://www.artemis-shelf.blogspot.com/


http://readgoodbooks1.blogspot.com/


http://panstwo-smierci.blogspot.com/




Wiem, że miało być 11, ale to wszystkie, które czytam, a nie chcę ściemniać i wciskać na chama XD

Moje pytania:


1. Ulubiony kolor?


2. Masz jakieś zwierzątko? Jak tak, to jak się wabi?


3. Oglądasz jakiś serial?


4. Jaki jest twój ulubiony film?

5. Jaką tematykę blogów/książek/filmów lubisz najbardziej?


6. Ile blogów już miałaś/łeś?


7. Jak często sprawdzasz, czy ktoś dodał komentarze?


8. Lubisz jeść w fastfood'ach?


9. Uprawiasz jakiś sport? Jak tak, to jaki?


10. Jaki styl ubierania się lubisz?

11. Czego nienawidzisz?






środa, 4 lutego 2015

Przepowiednia. Cz. III

Alice


     Siedziałam na dużym narożniku w salonie Taylor'a. Dawno mnie nie było w jego mieszkaniu, dziwnie się w nim czułam. To nie tak, że unikałam przychodzenia tutaj, czy coś, ale też nie czułam się tutaj dobrze. Świadomość, że Taylor mieszka sam mnie przerażała...Nie wiem czemu.
    -Chcesz się czegoś napić?-spytał się mnie właściciel mieszkania wchodząc do salonu.
    -Jasne, co masz?-spojrzałam na niego.
    -Szczerze? Nie mam pojęcia. Choć, zobaczymy.-pochylił głowę w stronę kuchni pokazując, abym za nim poszła. Wstałam w kanapy i posłusznie ruszyłam za nim. 
    -No, więc...Mam...mam...kranówkę...Chcesz?-był lekko speszony. Podrapał się po głowie.-Powinienem był zrobić zakupy.
    -Nieważne. W sumie i tak nie chce mi się pić...Taylor?
    -Tak?
    -Czemu mi nie odpowiedziałeś na pytanie?-spojrzałam mu prosto w oczy. Chcę wiedzieć, kim dla niego jestem. To jest pewne.
    -Jakie?-popatrzył mi w oczy i od razu zrozumiał o co mi chodziło.-Ja...-zrobił się cały czerwony. Rozbawiło mnie to i zaczęłam się śmiać, przez co znowu go speszyłam. Szybko się odwrócił i wyszedł z kuchni, a ja pobiegłam cichutko za nim. Znalazłam go w łazience jak przemywał sobie twarz.
    -Czemu pytasz mnie o takie rzeczy?-spytał wycierając się ręcznikiem.
    -To chyba jasne.-popatrzył na mnie pytająco. Zobaczył w jego oczach coś dziwnego. Tak jakby połączenie nadziei i zaszokowania.-Chcę wiedzieć kim dla ciebie jestem.
    -To nie ma znaczenia. Ważne kim ja jestem dla ciebie. Jeżeli przyjacielem, to ty moim też...
    -A jeżeli nie jesteś dla mnie przyjacielem? Jesteś w stanie się do mnie dostosować?
    -Tak, jestem.
    -Naprawdę? Skoro tak, to jestem dla ciebie kompletnie obojętna.-zraniło mnie to. Naprawdę, jakby nic o mnie nie myślał, czy coś czuł. To jak wbicie komuś sztylet w serce. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Taylor popatrzył na mnie niezrozumiale, ale po chwili dotarło do niego jak to odebrałam. 
    -Alice, nie to miałem..-chciał mnie do siebie przytulić, ale odepchnęłam go rękami. Byłam wściekła, nawet nie wiem czemu.
    -Kłamiesz! Kłamiesz jak wszyscy! Wcale ci na mnie nie zależy i nic nigdy do mnie nie czułeś!-wybuchłam płaczem.-Kłamałeś..Kłamałeś jak byliśmy dziećmi, kłamałeś rok temu i do dzisiaj kłamiesz...-ledwo mówiłam. Nie rozumiałam samej siebie. Czułam się okrutnie widząc twarz chłopaka. Był zaskoczony, nie wiedział co zrobić.
    -Alice, nie...-mówił spokojnie.-Nie kłamałem. Zależy mi na tobie naprawdę.-podszedł do mnie, a ja zrobiłam minimalny krok w tył. Wpatrywałam się w niego przez kilka sekund, po czym podbiegłam do niego i go przytuliłam z całych sił. Cicho płakałam, a Taylor powoli mną kołysał, aż się uspokoiłam. Gdy już nie płakałam odsuną się ode mnie i patrzył mi prosto w oczy.
    -Taylor, przepraszam. Nie chciałam...
    -Nie przepraszaj.-powiedział po czym odwrócił wzrok.-Nie jesteś mi obojętna.

Taylor


    -Nie jesteś mi obojętna. Nigdy nie byłaś.-taka prawda. Przecież, gdyby to było kłamstwo nie było by mnie tu. Czego ona w tym nie rozumiała?
    -To...Kim dla ciebie jestem?
    -Czy to ważne?-proszę, nie pytaj o to. Alice...nie niszcz naszej przyjaźni.
    -Tak, to jest ważne.-patrzyła na mnie. Była tak zdeterminowana, że mogłaby mi te słowa nawet wydrzeć z gardła.
    -A co jak to wszystko zniszczy?-spojrzałem na nią. Potrząsnęła głową na znak protestu, a ja wyszedłem z łazienki, poszedłem do salonu i usiadłem na fotelu.
    -Niczego nie zniszczy.-powiedziała Alice wchodząc za mną.
    -Posłuchaj...
    -Nie, ty posłuchaj.-powiedziała stanowczo i oparła ręce po obu stronach fotelu i pochyliła się nade mną. Boże, co ona wyprawia?-Mam dość twojego durnego zachowania. Mam prawo wiedzieć, jasne?-Okej, to nie była determinacja. To było coś zdecydowanie gorszego. Co mam jej powiedzieć? Czego jeszcze nie zauważyła? Już pominę jej zmianę w zachowaniu o 180 stopni, tylko dlatego, że chce usłyszeć, że ją...Kocham...Ja nie mogę, ale ze mnie kretyn. Naprawdę, jak mogłem tego nie zauważyć. Choć nie chciałem, uśmiechnąłem się do niej, co spowodowało, że jeszcze bardziej się wkurzyła.
     -Co cię tak rozbawiło?-spojrzała na mnie spode łba. Przyglądała mi się, próbując odgadnąć moją nagłą poprawę humoru.
    -Alice...-złapałem jej kosmyk włosów i owinąłem nim palec.-Czy ty mnie kochasz?-determinacja w jej oczach zmieniła się w zaskoczenie. W jednej sekundzie oderwała ręce od fotela i odsunęła się na drugi koniec pokoju. Była cała czerwona. Wyglądała tak uroczo. Wstałem i podszedłem do niej. Automatycznie się odsuwała, aż oparła się o ścianę. Teraz to ja byłem górą.
    -Chcesz wiedzieć, jak cię kocham?-próbowałem patrzeć w jej oczy, ale ona cały czas odwracała wzrok.-Ech...Nie rozumiem ciebie. Co chwila masz inny nastrój. Już nawet nie jestem pewny czy chcesz wiedzieć, czy nie.
    -Przy tobie trudno się zdecydować.-jej wzrok przebijał mnie na wylot. Już wiedziała wszystko. Nie musiałem nic mówić. Ona zresztą też...Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu.

Alice


     Więc jednak. Taylor mnie kocha...I to nie tak jak przyjaciela. Poczułam motyle w brzuchu. Nie motylki, jak podczas zauroczenia. Motyle. Duże, dojrzałe. A mimo nich czułam się strasznie dziecinnie. "Kocha mnie nie tak jak przyjaciela". Śmieszne. Jeżeli zda sobie sprawę z tego jaka jestem żałosna, to zaraz wszystko minie. Muszę wydorośleć. Szybko. Teraz. W tym momencie. 
      Patrzyłam mu głęboko w oczy, nie móc się zdecydować co zrobić. Lewą ręką obierał się o ścianę obok mojej głowy, a drugą delikatnie przesuwał palcami po moim ramieniu. Również się we mnie wpatrywał. Czekał, aż coś ja zrobię. Czułam się okropnie. "CO MAM ZROBIĆ?! Alice, spokojnie. To tylko Taylor. Zależy mu na tobie, nie masz się czego bać. Nie mam?" Odetchnęłam lekko po czym podniosłam prawą rękę i wplotłam palce w jego włosy. Były takie miękkie...Zerknął na mnie lekko zdziwiony, gdy drugą położyłam na jego policzku. Zignorowałam to. Odrywając się od ściany podniosłam się na palcach.
       Zamknęłam oczy gdy wagami musnęłam jego usta. 
    

poniedziałek, 2 lutego 2015

Przepowiednia. Cz. II

Alice


    Biegałam po pokoju jak zwariowana. Nie dość, że dopiero jak udało mi się zasnąć musiałam od razu
wstać, to jeszcze nie usłyszałam budzika i zaspałam. Podeszłam do lustra, przez moment poprawiałam włosy i makijaż, po czym wyszłam z domu i podbiegłam w stronę samochodu Taylor'a. Popatrzyłam na jego twarz. Miał wory pod oczami, a włosy odgarnięte do tyłu. 
 -Hej, Taylor. Prze...
 -Nie przepraszaj. Ostatni raz na ciebie czekam.-przerwał mi. 
 -Mówisz to już chyba ósmy raz.-powiedziałam uśmiechnięta.
 -Ale tym razem na serio.-szybko odpowiedział i ruszył w stronę szkoły.
Widać było, że jest na mnie zły. Zresztą, trudno mu się dziwić. Przez moje spóźnianie może mieć problemy z frekwencją na angielskim, który jak na złość zawsze jest na pierwszej lekcji.
    Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie. To było strasznie wkurzające. 
 -Miałaś jakąś wizje dzisiaj, czy coś?-dobra, lepiej było jak nic nie mówił.
 -Tak, znaczy..nie wiem. W wizji byłam ja, więc pewnie to był tylko sen.-wszystkie wizje, w jakich chodziło o mnie nigdy się nie sprawdziły. W dodatku zawsze je miałam przez sen. Więc to pewnie nie były "wizje" tylko koszmary. Kiedyś wyśniło mi się, że jacyś dziwni ludzie mnie szukali w szkole, ale to było pół roku temu. I nic takiego się nie stało. Jedyne co mogę z tego wywnioskować, to to, że nie widzę swojej przyszłości, tylko innych.
 -Ok, więc nie ma powodu, dla którego zaspałaś?-zerknął na mnie, lekko się uśmiechną. Tak! W końcu uśmiech! Nie jest wściekły, chociaż on.
 -Jesteś niemożliwy, wiesz?
 -Oczywiście. A wracając do tematu snów. Co ci się śniło?
 -Trudno określić. Miałam wrażenie, że ktoś mnie zabije. Szłam jakąś ulicą pełną sklepów i..była noc..i jakiś człowiek...Nie jestem pewna czy coś mi zrobił, obudziłam się.
Taylor przez dłuższy moment wpatrywał się w drogę. jakieś 3 minuty przed szkołą zatrzymał się na poboczu.
 -Co robisz? Jedź bo będziemy jeszcze bardziej spóźnieni!
 -Alice, czy ty zauważyłaś, że wszystkie wizje dotyczące ciebie układają się w jedną całość? Znaczy nie pełną, ale się wiążą ze sobą.
 -O czym ty mówisz?
 -Najpierw przyśniło ci się, że ktoś cię szukał. Potem, że uciekałaś przed kimś w szkole. Teraz, że ktoś cię znalazł i to raczej nie jest jakiś stęskniony daleki krewny.-zatkało mnie. Owszem, Taylor ma racje. W każdym śnie odczuwałam tą samą aurę. Boże, ale ze mnie idiotka. Jak mogłam na to nie wpaść?
 -Jak ci to przyszło do głowy?
 -Możesz nie uwierzyć, ale czasem cię słucham. To co robimy?
 -Jedziemy do szkoły?-spytałam ironicznie. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł.
 -Jesteś pewna? A co jeśli twoje wizje okażą się prawdą?
 -Wtedy dowiem się kto mnie szuka i czego ode mnie chce.-powiedział pewnie prostując się na fotelu pasażera.
 -Serio? Przecież wiesz, że..
 -Ten człowiek najprawdopodobniej chce mojej śmierci? Tak, zdaje sobie z tego sprawę.-teraz to ja mu przerwałam. Chłopak wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwile. Jego ziele oczy przebiły mnie na wylot. Wiedział, że się boje. On też powoli zaczynał się bać. Znowu siedzieliśmy w ciszy, ale tym razem wpatrzeni  siebie. 
 -Jedziemy do mnie.-powiedział po dłuższej chwili.
 -Co? Nie! Zwariowałeś?! Możemy nie zdać!-próbowałam wyciągnąć kluczyki, gdy skręcał w stronę swojego mieszkania. Odepchną mnie na siedzenie.
 -Wiesz ile mnie to obchodzi! Jeżeli pójście do szkoły może być równo warte z tym, że ktoś będzie próbował cię zabić, to jebie mnie ta szkoła!-pierwszy raz się tak na mnie wydarł, siedziała cicho. Byłam zaszokowana.-Alice, przepraszam, nie powinienem krzyczeć...
 -Czemu ci tak zależy na moim bezpieczeństwie?-na to pytanie głośno się zaśmiał.
 -Czemu pytasz? Chyba dobrze znasz odpowiedź.-tak, znałam. Kiedyś, jak byłam mała mieszkałam w USA z moimi rodzicami. Przyjaźnili się oni z rodzina Taylora. Znaliśmy się od małego i zawsze byliśmy przyjaciółmi, Ale jak miałam 11 lat mama oznajmiła, że wracamy do Polski zająć się firmą dziadka. Płakałam, krzyczałam, zamykałam się po pokojach, z obawy, że chcą mnie zabrać od Taylora. Udało im się. Cóż, byłam mała. Nie mogłam decydować. Ale rok temu to Taylor pojawił się przed domem, odnajmując, że mnie kocha i już nigdy się nie rozstaniemy na tak długo. Poczułam motylki w brzuchu na to wspomnienie. Po czym przypomniało mi się, że go wtedy spławiłam mówiąc "Ja ciebie też kocham, Jesteś moim pierwszym przyjacielem!". Źle go zrozumiałam...Znaczy zrozumieć, zrozumiałam go dobrze, ale bałam się, że on ma mnie tylko za przyjaciela więc...Tak to zinterpretowałam. Zresztą, gdy go zobaczył szczęka mi opadła, wyglądał obłędnie. Cały czas wygląda. A ja? No nie to, że jestem brzydka, czy coś. Uważam się za ładną, nawet bardzo, ale...Nie na jego poziomie? Tak, można tak to nazwać.
 -Taylor, możemy porozmawiać?-wyszeptałam cała czerwona.
 -A nie rozmawialiśmy?-zerknął na mnie.-Co ty taka czerwona?
 -Taylor, jak ty mnie kochasz?
Teraz to on się zarumienił...