poniedziałek, 2 lutego 2015

Przepowiednia. Cz. II

Alice


    Biegałam po pokoju jak zwariowana. Nie dość, że dopiero jak udało mi się zasnąć musiałam od razu
wstać, to jeszcze nie usłyszałam budzika i zaspałam. Podeszłam do lustra, przez moment poprawiałam włosy i makijaż, po czym wyszłam z domu i podbiegłam w stronę samochodu Taylor'a. Popatrzyłam na jego twarz. Miał wory pod oczami, a włosy odgarnięte do tyłu. 
 -Hej, Taylor. Prze...
 -Nie przepraszaj. Ostatni raz na ciebie czekam.-przerwał mi. 
 -Mówisz to już chyba ósmy raz.-powiedziałam uśmiechnięta.
 -Ale tym razem na serio.-szybko odpowiedział i ruszył w stronę szkoły.
Widać było, że jest na mnie zły. Zresztą, trudno mu się dziwić. Przez moje spóźnianie może mieć problemy z frekwencją na angielskim, który jak na złość zawsze jest na pierwszej lekcji.
    Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie. To było strasznie wkurzające. 
 -Miałaś jakąś wizje dzisiaj, czy coś?-dobra, lepiej było jak nic nie mówił.
 -Tak, znaczy..nie wiem. W wizji byłam ja, więc pewnie to był tylko sen.-wszystkie wizje, w jakich chodziło o mnie nigdy się nie sprawdziły. W dodatku zawsze je miałam przez sen. Więc to pewnie nie były "wizje" tylko koszmary. Kiedyś wyśniło mi się, że jacyś dziwni ludzie mnie szukali w szkole, ale to było pół roku temu. I nic takiego się nie stało. Jedyne co mogę z tego wywnioskować, to to, że nie widzę swojej przyszłości, tylko innych.
 -Ok, więc nie ma powodu, dla którego zaspałaś?-zerknął na mnie, lekko się uśmiechną. Tak! W końcu uśmiech! Nie jest wściekły, chociaż on.
 -Jesteś niemożliwy, wiesz?
 -Oczywiście. A wracając do tematu snów. Co ci się śniło?
 -Trudno określić. Miałam wrażenie, że ktoś mnie zabije. Szłam jakąś ulicą pełną sklepów i..była noc..i jakiś człowiek...Nie jestem pewna czy coś mi zrobił, obudziłam się.
Taylor przez dłuższy moment wpatrywał się w drogę. jakieś 3 minuty przed szkołą zatrzymał się na poboczu.
 -Co robisz? Jedź bo będziemy jeszcze bardziej spóźnieni!
 -Alice, czy ty zauważyłaś, że wszystkie wizje dotyczące ciebie układają się w jedną całość? Znaczy nie pełną, ale się wiążą ze sobą.
 -O czym ty mówisz?
 -Najpierw przyśniło ci się, że ktoś cię szukał. Potem, że uciekałaś przed kimś w szkole. Teraz, że ktoś cię znalazł i to raczej nie jest jakiś stęskniony daleki krewny.-zatkało mnie. Owszem, Taylor ma racje. W każdym śnie odczuwałam tą samą aurę. Boże, ale ze mnie idiotka. Jak mogłam na to nie wpaść?
 -Jak ci to przyszło do głowy?
 -Możesz nie uwierzyć, ale czasem cię słucham. To co robimy?
 -Jedziemy do szkoły?-spytałam ironicznie. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł.
 -Jesteś pewna? A co jeśli twoje wizje okażą się prawdą?
 -Wtedy dowiem się kto mnie szuka i czego ode mnie chce.-powiedział pewnie prostując się na fotelu pasażera.
 -Serio? Przecież wiesz, że..
 -Ten człowiek najprawdopodobniej chce mojej śmierci? Tak, zdaje sobie z tego sprawę.-teraz to ja mu przerwałam. Chłopak wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwile. Jego ziele oczy przebiły mnie na wylot. Wiedział, że się boje. On też powoli zaczynał się bać. Znowu siedzieliśmy w ciszy, ale tym razem wpatrzeni  siebie. 
 -Jedziemy do mnie.-powiedział po dłuższej chwili.
 -Co? Nie! Zwariowałeś?! Możemy nie zdać!-próbowałam wyciągnąć kluczyki, gdy skręcał w stronę swojego mieszkania. Odepchną mnie na siedzenie.
 -Wiesz ile mnie to obchodzi! Jeżeli pójście do szkoły może być równo warte z tym, że ktoś będzie próbował cię zabić, to jebie mnie ta szkoła!-pierwszy raz się tak na mnie wydarł, siedziała cicho. Byłam zaszokowana.-Alice, przepraszam, nie powinienem krzyczeć...
 -Czemu ci tak zależy na moim bezpieczeństwie?-na to pytanie głośno się zaśmiał.
 -Czemu pytasz? Chyba dobrze znasz odpowiedź.-tak, znałam. Kiedyś, jak byłam mała mieszkałam w USA z moimi rodzicami. Przyjaźnili się oni z rodzina Taylora. Znaliśmy się od małego i zawsze byliśmy przyjaciółmi, Ale jak miałam 11 lat mama oznajmiła, że wracamy do Polski zająć się firmą dziadka. Płakałam, krzyczałam, zamykałam się po pokojach, z obawy, że chcą mnie zabrać od Taylora. Udało im się. Cóż, byłam mała. Nie mogłam decydować. Ale rok temu to Taylor pojawił się przed domem, odnajmując, że mnie kocha i już nigdy się nie rozstaniemy na tak długo. Poczułam motylki w brzuchu na to wspomnienie. Po czym przypomniało mi się, że go wtedy spławiłam mówiąc "Ja ciebie też kocham, Jesteś moim pierwszym przyjacielem!". Źle go zrozumiałam...Znaczy zrozumieć, zrozumiałam go dobrze, ale bałam się, że on ma mnie tylko za przyjaciela więc...Tak to zinterpretowałam. Zresztą, gdy go zobaczył szczęka mi opadła, wyglądał obłędnie. Cały czas wygląda. A ja? No nie to, że jestem brzydka, czy coś. Uważam się za ładną, nawet bardzo, ale...Nie na jego poziomie? Tak, można tak to nazwać.
 -Taylor, możemy porozmawiać?-wyszeptałam cała czerwona.
 -A nie rozmawialiśmy?-zerknął na mnie.-Co ty taka czerwona?
 -Taylor, jak ty mnie kochasz?
Teraz to on się zarumienił... 



1 komentarz:

  1. Fajnie! Jednak prosiłabym o więcej akcji.. ;3

    Zapraszam do mnie! :
    http://3-zyczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń